środa, 27 lutego 2013

Racuchy z gruszką i quinoa.

Quinoa ostatnio jest częstym gościem w mojej kuchni - głównie na słodko. Po głowie od kilku dni chodziły mi racuchy. Kiedyś na blogu pojawił się już przepis na racuchy pełnoziarniste, a tym razem mam dla Was inną wersję na delikatne i pyszne racuchy - z wykorzystaniem komosy ryżowej. Co prawda z podanego przepisu wychodzi 10 placuszków, ale są one bardzo sycące, więc spokojnie  możecie się nimi z kimś podzielić. Racuchy można przygotować z przeróżnymi owocami - u mnie z gruszką, ale polecam też jabłka i śliwki.
RACUCHY Z QUINOA I OWOCAMI
przepis na około 10 placków
50 g quinoa
1 jajko (żółtko i białko osobno)
2 łyżki otrębów
1 łyżka lnu mielonego
2 łyżki mąki (owsianej, kukurydzianej, pełnoziarnistej)
4 łyżki jogurtu
2 łyżki cukru trzcinowego, ksylitolu lub zastępujemy Stevią
1/2 gruszki lub jabłka
łyżeczka ekstraktu waniliowego (lub cukru)
szczypta soli

Komosę gotujemy w szklance wody ze szczyptą soli - do całkowitego wchłonięcia wody. Gotujemy na małym gazie, na koniec można odstawić pod przykrywką na kilka minut. W misce mieszamy przestudzoną quinoę, żółtko, otręby, len, jogurt, mąkę i cukier. Białko ubijamy na sztywno ze szczyptą soli. Dodajemy do masy, dokładnie mieszamy. Smażymy niewielkie placki na natłuszczonej patelni. Uwaga - z plackami obchodzimy się ostrożnie. Są delikatne, więc należy je smażyć powoli, na niewielkim ogniu i ostrożnie przewracać.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Food Blogger Fest i migawki z weekendu.

W miniony weekend miałam przyjemność wziąć udział w konferencji Food Blogger Fest II w Warszawie. W zeszłym roku mój blog był ledwie raczkujący, więc wydarzenie sprzed dwóch dni było moją pierwszą tego typu imprezą. Wstyd straszny, bowiem aparat wyjęłam z torby raz - podczas warsztatów kulinarnych. Mogę więc podzielić się z Wami jedynie migawkami, zrobionymi telefonem, których zresztą też nie ma wiele. Każda wizyta w Warszawie to okazja do spotkania się z przyjaciółmi, spędziłam więc w stolicy trzy dni, a tych kilka ujęć świetnie je podsumowuje. 

Piątkowe popołudnie spędziłam w wielkim korku na wjeździe do Warszawy, z przyjaciółką na kawie w kawiarni przy placu Wilsona oraz z siostrą w SAMie na Lipowej. SAM mogę gorąco polecić - przemiła obsługa, normalne ceny, fajny klimat, genialny w swojej prostocie napój cytrusowo-imbirowy z miodem, przepyszny roast beef bajgiel z sosem chrzanowym.
Sobota to głównie Food Blogger Fest. Nie ukrywam, że największymi plusami było dla mnie ponowne spotkanie z Agatą oraz poznanie cudownej Pauliny. Konferencja zaczęła się kiepskim występem Basi Ritz - temat "Trendy w smakach" można było fajnie ugryźć, a wyszła z tego słaba prezentacja, dosłownie przeczytana przez Basię, z niemal zerowym "wkładem własnym". Następnie wystąpił fantastyczny Łukasz Węgrzyn, prawnik, który opowiadał o tym, jak blogerzy mogą chronić swoją twórczość. Prezentacja była świetna - błyskotliwa, zabawna i świetnie przygotowana. Następnie wystąpiły dziewczyny z agencji NextWeb Media, które omawiały design bloga - jakich błędów unikać, co powinno się na blogu koniecznie znaleźć. Fajnie było dowiedzieć się, na co patrzą firmy i co jest dla nich ważne. Później była prezentacja Eweliny Majdak z bloga Around the kitchen table. Była to prezentacja, której miło się słuchało - pomimo wyraźnego zdenerwowania samej Eweliny. Sprawiła wrazenie bardzo miłej, ciepłej i bezpretensjonalnej dziewczyny. Co zresztą już wcześniej wywnioskowałam z jej bloga :) 
Niedługo po rozpoczęciu się prezentacji Laury z Books for cooks, zwyciężyły: chęć rozprostowania nóg oraz burczenie w brzuchu. Razem z Agatą udałyśmy się na część kawiarnianą, gdzie przy kawie poznałam Paulinę i tak już zostałyśmy, gadając przez kilka godzin. Zaznaczam, iż absolutnie nie żałuję, ale o następnym prelegentach nie mogę się wypowiedzieć.
Na koniec, gdy większość uczestników pojechała już na Solec, ja zostałam na warsztatach fotograficznym z Beatą i Lubo Lipov. Warsztaty, jak dla mnie, były nieco rozczarowujące. Myślałam, że dowiem się czegoś nowego, że podzielą się z nami jakimiś wskazówkami, czego unikać, na co zwracać uwagę. A tu nic. Wielki stół z pysznie wyglądającym jedzeniem zapowiadał fajne warsztaty, a dowiedzieliśmy się, że mamy skomponować sobie danie i robić zdjęcia. I tyle. Jedyną nowością było dla mnie obcowanie ze studyjnym światłem błyskowym, ale to niestety za mało.
Następnie razem z Pauliną i Damianem udaliśmy się na Solec, na after party. Po godzince zaprowadziłam ich na przystanek - oni udali się na dworzec, a ja spędziłam wieczór z Kyo, Folją i szalonym kotem. Zdjęć niestety brak.
Niedzielny poranek spędziłam z przyjaciółką na śniadaniu w Bułkę przez Bibułkę. Poprawna kawa, smaczny bajgiel z omletem, bekonem i kremowym serkiem, pyszny sok pomarańczowy. Pogaduchy. Później jeszcze następna kawa z Green Coffee i powrót do Lublina.

piątek, 22 lutego 2013

Najpyszniejszy sernik czekoladowy.

Był to sernik imieninowy. Najlepsze ciasto, jakie mogłam sobie wymarzyć. W związku z tym, że imieniny moje i mojej siostry wypadają w tym samym miesiącu, tym razem świętowałyśmy je tego samego dnia. A naszym wspólnym ciachem był ten oto sernik. W związku z raczej ścisłą ostatnimi czasy dietą, postanowiłam przygotować coś pysznego, ale jednocześnie grzesznego. Coś takiego, co wywołuje błogi uśmiech przy każdym kęsie. Coś, czym masz ochotę rozkoszować się najwolniej, jak tylko się da. Ale jednocześnie, aby jeden kawałek wystarczył i pozostawił uczucie sytości. A ten sernik śnił mi się po nocach odkąd go zobaczyłam na Kwestii Smaku - i stamtąd pochodzi przepis z moimi małymi zmianami. Główna zmiana polegała na wyrzuceniu z przepisu kisielu malinowego. Od początku wiedziałam, że sernik dla kontrastu powinien mieć dodatek czegoś kwaśnego i ożywiającego. Najpierw miały być to mrożone wiśnie, ale na złość zabrakło ich we wszystkich sklepach. Stanęło na ekologicznym dżemie wiśniowym bez dodatku cukru - i był to naprawdę świetny wybór. Nieskromnie powiem, że jest to najlepszy sernik, jaki w życiu jadłam i na pewno będzie stałym punktem świąt i imprez.
WSPANIAŁY SERNIK CZEKOLADOWY
przepis na tortownicę 26 cm

Spód:
190 g ciasteczek kakaowych (takie, jak w oryginale)
50 g roztopionego masła
2 łyżki naturalnego kakao

Ciasteczka kruszymy w robocie lub ręcznie. Dokładnie mieszamy roztopione masło z kakao, tak aby nie było grudek. Dodajemy je do pokruszonych ciastek i mieszamy. Wylepiamy spód tortownicy, ugniatamy ręką i wygładzamy powierzchnię łyżką. Wstawiamy do lodówki na czas przygotowywania masy serowej.

Masa:
500 g gęstego twarogu sernikowego
500 g serka mascarpone
3 łyżki mąki ziemniaczanej lub pszennej
1  szklanka cukru
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1/3 szklanki (80 ml) śmietany 30%
2 łyżki naturalnego kakao
5 jajek
200 g ciemnej czekolady o zawartości kakao min. 65%
200 g dżemu wiśniowego bez dodatku cukru (lub wiśnie)

Czekoladę połamać na kawałki i rozpuścić w kąpieli wodnej. Odstawić do przestygnięcia. Śmietankę podgrzewamy, po czym mieszamy dokładnie z kakao, lekko studzimy. Miksujemy razem twaróg z mascarpone, mąką, cukrem i ekstraktem z wanilii przez około 3 minuty na wolnych obrotach. Staramy się zbytnio nie napowietrzyć masy. Dodajemy śmietankę z kakao i krótko miksujemy. Wbijamy po jednym jajku, po każdym miksując przez około 20 sekund. Dodajemy jeszcze ciepłą czekoladę i miksujemy krótko. Połowę masy wylać na przygotowany spód. Rozłożyć punktowo po łyżeczce dżemu, po czym wylać pozostałą masę.

Piekarnik nagrzać do 175 stopni (grzałki górna i dolna bez termoobiegu). Na dno piekarnika wstawiamy formę, napełnioną wrzącą wodą (do około 2/3 wysokości). Na środkową półkę kładziemy arkusz papieru do pieczenia i wstawiamy sernik. Pieczemy przez 15 minut. Następnie zmniejszamy temperaturę do 120 stopni i pieczemy przez 90 minut.
Sernik studzimy powoli. Najpierw wyłączamy piekarnik (tak studzimy przez 15 minut), potem stopniowo, po trochu uchylamy drzwiczki piekarnika. Wyjmujemy i ostawiamy do całkowitego wystygnięcia.

Polewa:
1/2 szklanki śmietany 30%
2 łyżki naturalnego kakao
100 g ciemnej gorzkiej czekolady

Do rondelka wlewamy śmietankę i dodajemy kakao, dokładnie mieszamy. Stopniowo podgrzewamy na małym ogniu.  Gdy będzie gorąca wyłączamy gaz, dodajemy połamaną na kawałki  czekoladę i mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Odstawiamy do przestudzenia. Wylewamy masę na  powierzchnię wystudzonego sernika i rozsmarowujemy tworząc fale. Zdejmujemy obręcz z sernika i wstawiamy bez przykrycia do lodówki, najlepiej na całą noc.

środa, 20 lutego 2013

Dietetyczne crumble z quinoa.

Crumble to cudowny deser całoroczny. Można go przygotować z wykorzystaniem przeróżnych owoców. We wrześniu na blogu zagościło pierwsze crumble - w wersji ze śliwkami i malinami. Teraz niestety nie ma za dużego wyboru jeśli chodzi o owoce - wybrałam więc jabłko i banana. Dzięki tym owocom deser jest wystarczająco słodki bez dodatkowego cukru, a smak pieczonego banana jest dla mnie po prostu cudowny. Jest to pyszny i zdrowy deser. Polecam szczególnie na zimne wieczory.
DIETETYCZNE CRUMBLE
przepis na 2 porcje (1 porcja = 300 kcal)
50 g quinoa (komosy ryżowej)
1 duże jabłko
1 duży banan
3 łyżki płatków owsianych
1 płaska łyżka miodu
1 płaska łyżeczka miękkiego masła


Komosę gotujemy w szklance wody ze szczyptą soli - do całkowitego wchłonięcia wody. Gotujemy na małym gazie, często mieszając - szczególnie pod koniec gotowania. W naczyniu żaroodpornym układamy kolejno - pokrojone w półplasterki jabłko, pokrojonego w plasterki banana, warstwę ugotowanej komosy. W osobnej miseczce mieszamy płatki owsiane z miodem i masłem - najłatwiej jest utrzeć je palcami. Deser posypujemy kruszonką. Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni i zapiekamy przez około 15 minut - na złoty kolor.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Dzienny jadłospis VII.

Cieszy mnie ogromnie, że moje jadłospisy Wam się nie nudzą i, że ciągle prosicie o kolejne.
Jeśli ktoś chciałby dołączyć do akcji Dzienny jadłospis, a jeszcze tego nie zrobił - to zostało kilka dni. Ja korzystam z trwania akcji i dodaję kolejny.
Pancakes z tego przepisu - wyszło ich tak dużo, bo zamiast serka dałam jogurt i niechcący wlało mi się więcej mleka. Z masłem orzechowym i domowym dżemem wiśniowym (450 kcal)
Dwa jajka na miękko, dwie kromki chleba żytniego z wędliną drobiową i warzywa - pomidorki i papryka. (420 kcal)
Chińszczyzna: ryż basmati z sosem z kurczaka z chińską mieszanką warzyw. (480 kcal) 
Sałatka z roszponki, pomidora, papryki, sera mozzarella light i tuńczyka z puszki w sosie własnym. (380 kcal)

niedziela, 17 lutego 2013

Herbata na wagę - test herbat.

Kiedyś herbata oznaczała dla mnie czarną, mocną, z dużą ilością soku z cytryny, z sokiem malinowym lub cukrem. Potem nadeszło eksperymentowanie - jednak zawsze wśród herbat ekspresowych, w torebkach. Trafiałam na herbaty lepsze i gorsze, całkiem smaczne lub niestety paskudne. Gdy pierwszy raz napiłam się zielonej herbaty liściastej, w jednej z lubelskich kawiarni, wiedziałam, że to właśnie TO. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego łyczku. Od tamtej pory wzgardziłam torebkami i zaczęłam zaopatrywać się w małych herbaciarniach zamiast w marketach. 
Moją miłością jest herbata zielona. Warto ją pić, bo niesie za sobą same korzyści:
> Flawonoidy i kofeina, zawarte w zielonej herbacie, usprawniają metabolizm i wspomagają spalanie tłuszczu - jednak nie liczmy, że popicie zieloną herbatą czekoladowego tortu coś zmieni :)  
> Herbata parzona przez 2-3 minuty działa pobudzająco - i to podobno skuteczniej od kawy, bo nie działa gwałtowanie, a dłużej.
> Składniki zawarte w zielonej herbacie przeciwdziałają wolnym rodnikom, które są główną przyczyną starzenia się.
Zielona herbata zawiera polifenole, katechiny, teaninę i aminokwasy, które wspomagają prawidłową pracę układu immunologicznego.
> Herbata oczyszcza cerę i organizm z toksyn, będących jedną z przyczyn cellulitu. Wzmacnia cebulki włosowe. Wyciągi herbaciane używane są do produkcji wielu kosmetyków.
Ostatnio pojawiły się naukowe doniesienia wskazujące na związek między spożywaniem zielonej herbaty, a regulowaniem poziomu glukozy we krwi. 
Kiedy więc sklep internetowy Herbata na wagę zaproponował mi współpracę - pomyślałam sobie "czemu nie?". Będę miała możliwość przetestować nowe smaki i rodzaje herbat. Asortyment co prawda nie jest szeroki, ale i tak jest z czego wybierać. Małym rozczarowaniem okazał się dla mnie wybór spośród herbat czerwonych (jedynie jeden rodzaj - Pu Erh), ale zrekompensowałam to sobie zamówieniem herbaty białej Pai mu tan, której wcześniej nie miałam przyjemności pić. Pominęłam herbaty czarne i owocowe, skupiając się na zielonych i wybrałam dwa rodzaje: Sencha Delicja (oryginalna, naturalna herbata zielona Sencha, z dodatkiem jaśminu, liści jeżyn, płatków ostu, skórki pomarańczy, malin, wiśni, aromatu) oraz Sencha Napój Bogów (oryginalna, naturalna herbata zielona Sencha, z dodatkiem owoców dzikiej róży, jabłka, ananasa, skórki pomarańczy, kwiatu hibiskusa, szafranu, aromatu).
Wszystkie herbaty pochodzą z Chin i są naprawdę dobrej jakości. Liście herbaty są duże i niepokruszone - widać, że jest to wyselekcjonowana herbata. Spośród wybranych przeze mnie herbat najmniej posmakowała mi biała - jednak zapewne przez to, że jest to herbata bez żadnych dodatków. Myślę, że skuszę się na skomponowanie swojej mieszanki z aromatycznymi dodatkami. Sencha Napój Bogów jest herbatą o dosyć intensywnym aromacie różanym - mi to pasuję, ale niektórzy kręcili nosem (patrz: Facet). Póki co moim faworytem jest Sencha Delicja i to ona znajduje się na zdjęciach. Jest to herbata subtelna i delikatna. Udało mi się też przekonać nią kilka osób, że herbata zielona może być pyszna - szczególnie tych, którzy twierdzili, że zielona herbata zawsze jest gorzkawa. Ta nie jest, więc posmakuje nawet tym, którzy unikają zielonej herbaty ze względu na gorzki posmak. 
Herbata Sencha Delicja ma piękny, owocowy aromat. Zaznaczę to, że jestem fanką takich aromatów w herbatach (nie znoszę waniliowych, karmelowych, korzennych), więc jest to opinia całkowicie subiektywna. Jest delikatna w smaku, całkowicie pozbawiona goryczki. Pozostawia w ustach miły posmak. Herbata jest pyszna zarówno na ciepło, jak i na zimno - co sprawia, że nie będę musiała się z nią rozstać w sezonie letnim. 
Od strony technicznej - Mimo niezbyt szerokiego asortymentu w sklepie Herbata na wagę wybór i tak nie jest łatwy - bo najchętniej spróbowałabym wszystkich herbat. Myślę też, że ograniczona ilość herbat w asortymencie, skutkuje ich świeżością. Ceny są przystępne (około 14,99/100 g), herbata dobrej jakości.  zakupy szybkie i wygodne, a herbatka jest ekspresowo dostarczona do domu. Dodatkowo, już od 79 zł sklep proponuje wysyłkę gratis, więc trzeba skrzyknąć się z mamą, tatą lub przyjaciółką i zakupy stają się jeszcze bardziej opłacalne.

środa, 13 lutego 2013

Walentynkowe trufle czekoladowe.

Nie ma chyba lepszej okazji do zrobienia klasycznych, czekoladowych trufli niż Walentynki. Własnoręcznie przygotowane, przepyszne smakołyki, są świetnym prezentem dla kogoś, na kim nam zależy. Mało jest takich słodkości, którym zupełnie nie potrafię się oprzeć - a trufle właśnie takie są. Najlepsze niedługo po wyjęciu z lodówki, zewnętrzna warstwa czekolady powoli rozpływa się w ustach, odkrywając miękkie, czekoladowo-śmietankowe wnętrze. Czysta błogość.
KLASYCZNE CZEKOLADOWE TRUFLE
200 g gorzkiej czekolady o zawartości kakao min. 70%
5 łyżek śmietanki kremówki
1 łyżka syropu z agawy lub miodu


100 g czekolady rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Stopniowo dolewamy śmietankę, jednocześnie mieszając masę trzepaczką. Dodajemy miód lub syrop z agawy i mieszamy, aż całość się połączy. Masę studzimy, a następnie schładzamy w lodówce przez kilka godzin.
Rozpuszczamy drugie 100 g czekolady w kąpieli wodnej, po czym odstawiamy do przestudzenia - tak, aby nie była już gorąca, ale nadal płynna. Przygotowaną masę nabieramy łyżeczką, formujemy kulki. Każdą kulkę nabijamy na wykałaczkę i obtaczamy w rozpuszczonej czekoladzie. Ja dodatkowo robiłam wzorki widelcem na boku czekoladek. Wygodnie jest wbić wykałaczkę, np. w ziemniaka i wstawić do lodówki. Gdy czekolada zastygnie, zdejmujemy trufle z wykałaczek i schładzamy w lodówce przynajmniej przez kilka godzin. Przechowujemy również w lodówce.

wtorek, 12 lutego 2013

Wyniki konkursu urodzinowego.

Nadszedł czas na wybranie zwycięzców w Urodzinowym Konkursie. Muszę Wam przyznać, że jest to niesamowicie trudne zadanie i nie dziwię się, jeśli ktoś rozwiązuje to poprzez losowanie. Najchętniej nagrodziłabym przynajmniej trzy dodatkowe zdjęcia, bo było dużo fajnych, pomysłowych propozycji. Pozostaje mi podziękować wszystkim za udział, pogratulować zwycięzcom, a tym, którym się nie udało - może uda się następnym razem :)
I miejsce
Za zdjęcie , które mnie zauroczyło, bo jestem niesamowitą kociarą :)

II miejsce
Za fantastyczny, zimowy piknik z moim ciastem i mistrza drugiego planu.

III miejsce
Wyłonione w głosowaniu na Facebooku w galerii konkursowej.

Dzienny jadłospis VI.

Jeżeli chodzi o jadłospisy, to odzew jest tak ogromny, że chyba nie zaprzestanę dodawania ich po zakończeniu akcji - i będą stałym działem na moim blogu :) Dziękuję Wam za dodatkową motywację do grzecznego, ładnego odżywiania i dokumentowania tego na bloga :)
Poniżej zamieszczam kolejny jadłospis - teraz tak na niego patrzę i stwierdzam, że chyba tęsknię za latem i kolorami. W y też? 
Owsianka z orzechami nerkowca, żurawiną, kiwi i pomarańczą (410 kcal).
Frittata z tego przepisu z oliwkami, fasolką, cukinią i pomidorkami koktajlowymi (370 kcal).
Dwie muffinki otrębowe z tego przepisu (120 kcal).
Pieczona roladka z kurczaka z suszonymi pomidorami, ryż basmati i gotowany brokuł (420 kcal).
Twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, dwie kromki żytniego chleba(370 kcal).

poniedziałek, 11 lutego 2013

Dietetyczna frittata z warzywami.

Dietetyczną frittatę podpatrzyłam na zaprzyjaźnionym mi blogu, Dietetyczne Fanaberie. Oczywiście pozmieniałam składniki na takie, które akurat zalegały w lodówce. Moja wersja jest też bardziej kaloryczna, bo potrzebny mi był pełnowartościowy lunch, o określonej wartości. W ciągu ostatnich dwóch tygodni ta frittata jest moim ulubionym posiłkiem i gości na moim talerzu wyjątkowo często. Baza jajka + ser zostaje niezmienna, a dodatki modyfikuję zależnie od tego co mam w lodówce lub na co mam ochotę. Poniżej prezentuję Wam przepis na moją pierwszą frittatę. Na zdjęciach znajdziecie jednak też inne wersje.
DIETETYCZNA FRITTATA
przepis na 1 porcję - 320 kcal
2 jajka
100 g sera białego chudego
50 g cukinii
50 g czerwonej papryki
1/2 cebuli
5 szt pomidorków koktajlowych
1 łyżka (8 g) tartego parmezanu
1/2 łyżeczki oleju rzepakowego
sól morska
zioła prowansalskie
świeżo mielony pierz

Cebulę kroimy w piórka, paprykę w paski, a cukinię w ćwiartki. Rozgrzewamy patelnię z 1/2 łyżeczki oleju rzepakowego. Około 3 minuty podsmażamy cebulę, paprykę i cukinię. Odstawiamy do wystygnięcie.
Ser rozgniatamy widelcem w misce. Dodajemy jajka i roztrzepujemy całość na gładką masę. Przyprawiamy solą (około 1/2 płaskiej łyżeczki), pieprzem i ziołami. Dodajemy wystudzone warzywa. Mieszamy i przelewamy do foremki - u mnie ceramiczna, wyłożona papierem do pieczenia (może być również silikonowa). Na wierzchu układamy przekrojone na połówki pomidorki koktajlowe i posypujemy parmezanem. Zapiekamy w 180 stopniach przez około 30 minut - aż się ładnie przyrumieni z wierzchu.
Oliwki, groszek, fasolka, cebula, pomidorki koktajlowe.
Brokuł, fasolka, łosoś wędzony, cebula.

sobota, 9 lutego 2013

Otrębowe ciasteczka musli.

Wczoraj opowiadałam Wam o Musli Tak Jak Chcesz. Dzisiaj chciałam Wam pokazać, że takie musli można wykorzystać nie tylko jako śniadanie, podane z mlekiem czy jogurtem. Wpadłam na pomysł, żeby zrobić z mojego osobistego musli ciastka. Pomysł był świetny, a moja mieszanka sprawdziła się doskonale. Przypomnę, że skomponowane przeze mnie musli składa się z: granoli czekoladowej, płatków 6 zbóż, ciemnej czekolady z Belgii, orzechów pecan, nasion chia, morwy białej, liofilizowanych czerwonych porzeczek i truskawek. Czekolada w ciasteczkach jest przepyszna, a porzeczki i truskawki stanowią kwaśny akcent, czym ożywiają ciasteczka i dodają im charakteru.
Przygotowałam dla Was ciasteczka bez mąki, z symboliczną ilością masła (aby dodało kruchości), z dużą ilością błonnika. Ciasteczka są zdrowe i bardzo sycące. Jedno spore ciastko ma około 120 kcal i sprawdzi się świetnie w ramach przekąski, czy na drugie śniadanie.
OTRĘBOWE CIASTECZKA Z MUSLI
przepis na 12 ciastek
1 dojrzały banan
1 jajko
100 g otrębów (20 g żytnich, 20 g gryczanych, 60 g pszennych)
60 g płatków owsianych
20 g płatków lnianych
100 g musli
150 g jogurtu naturalnego
35 kropli Stevii (lub 2 łyżki miodu / syropu z agawy / 1/2 szkl cukru trzcinowego)
25 g masła
1 łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka ekstraktu waniliowego

Płatki owsiane mielimy w młynku. Banana rozgniatamy widelcem. Jajko roztrzepujemy. Masło rozpuszczamy i odstawiamy do przestudzenia. W misce mieszamy otręby, płatki lniane, zmielone płatki owsiane, musli, proszek do pieczenia. Dodajemy banana, jajko,  jogurt i ekstrakt. Mieszamy i odstawiamy na 10 minut, aby otręby napęczniały. Po tym czasie formujemy ciastka - łyżkę masy formujemy w kulkę, po czym spłaszczamy i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w 180 stopniach przez około 25 minut, na złoty kolor.

piątek, 8 lutego 2013

Musli tak jak chcesz.

Przyznam się, że podejmując się współpracy z Musli tak jak chcesz, myślałam głównie o Facecie, a nie o sobie. Bo moją miłością jest owsianka i to ona zazwyczaj gości na moim śniadaniowym talerzu. Kiedy zraziłam się do kupnego musli? Chyba wtedy, gdy zaczęłam szczegółowo czytać skład na opakowaniach produktów. Okazało się, że zawierają strasznie dużo cukru, często też syrop glukozowo-fruktozowy, bliżej nieokreślony tłuszcz roślinny, owoce to często "kostka żelowa" i jest ich znikomy procent, a na pierwszych miejscach znajdują się płatki kukurydziane i inne zbożowe, a orzechy, pestki i owoce na samym końcu. Poza tym najczęściej musiałam wydłubywać z musli chipsy bananowe i papaję, których nie znoszę. Za rodzynkami też nie przepadam, a stanowią tani wypełniacz w musli.

Tych kłopotów nie ma w przypadku musli Tak Jak Chcesz. Składniki dobiera się w 100% samemu, a są naprawdę znakomitej jakości. Oryginalne podejście do tworzenia własnych mieszanek to gwarancja, że dostaniemy dokładnie to, na co mamy ochotę. Gdy przejrzałam wstępnie stronę , byłam bardzo mile zdziwiona. Wybór składników jest ogromny, więc mamy naprawdę dużo opcji do wyboru. Oprócz tego, że możemy skomponować nasze własne musli, to możemy skusić się na gotowe już mieszanki, które wystarczy dodać do wirtualnego koszyka - a możemy wybierać spośród dziewięciu propozycji. Nie lada zabawą jednak jest tworzenie swojego spersonalizowanego musli i każdemu to polecam, tym bardziej, że niektórych składników nie znajdziemy w żadnym musli ze sklepu :)
Moje musli składa się z: granoli czekoladowej, płatków 6 zbóż, ciemnej czekolady z Belgii, orzechów pecan, nasion chia, morwy białej, liofilizowanych czerwonych porzeczek i truskawek. Musli zawiera składniki, które uwielbiam (jak czekolada czy pecany) oraz takich, które chciałam spróbować (chia). Miłym zaskoczeniem było to, że nie trzeba zakładać konta i się logować, tylko od razu możemy przystąpić do komponowania swojego musli. Przy wybieraniu składników podoba mi się, że w każdej chwili możemy modyfikować ich ilość, a także kasować i dodawać inne. Świetnie, że po kliknięciu "więcej" przy każdym ze składników znajdziemy jego wartości odżywcze - dzięki czemu na bieżąco możemy kontrolować kaloryczność naszego musli. Gdy już jesteśmy pewni naszej mieszanki przechodzimy do kroku trzeciego, gdzie możemy nazwać naszą tubę (świetny pomysł, gdy tubę chcemy komuś sprezentować), zacząć komponować kolejną tubę lub przejść do finalnej części, czyli zamówienia. Podajemy tylko nasze dane do wysyłki, wybieramy sposób wysyłki i zapłaty i finito. Gotowe.
Dwa dni później musli przywędrowało do mnie kurierem, a ja z niecierpliwością otwierałam paczkę. Pierwszym miłym zaskoczeniem było opakowanie - naprawdę śliczne i gustowne. Duże, bo tuba ma pojemność 1,7 l. Drugim - zawartość: od groma dodatków, czekolady, pecany w całości - a nie, jak zazwyczaj, kiedy trzeba z lupą szukać dodatków wśród płatków. Najpierw oczywiście złapałam czekoladową kropelkę - pyszna czekolada, naprawdę dobra jakościowo. Granola też pyszna - podchrupuję ją czasem. Liofilizowane owoce najsmaczniejsze są, gdy namiękną - tak samo morwa.
Jak pisałam wyżej, musli przeznaczone było dla Faceta, jednak teraz i ja nie mogę się oprzeć i dodatkiem do mojej porannej owsianki jest wielka łycha tego musli. Jest kaloryczne, owszem, ale w rozsądnej ilości niesamowicie podnosi walory smakowe mojego śniadania. Po prostu nie mogę mu się oprzeć :)
Już jutro znajdziecie na blogu smakowity przepis, z wykorzystaniem Musli Tak jak chcesz