Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 marca 2024

KAPŁONY I SZCZEŻUJE A'LA CARTE

Kiedy pisze do Ciebie Aleksander Baron zapraszając na preotwarcie swojej nowej restauracji w Krakowie to pytasz tylko "o której mam być" i kupujesz bilety na pociąg.

Aleks i Agnieszka Kraszewska otworzyli właśnie Kapłony i Szczeżuje À La Carte Izaaka 7 na krakowskim Kazimierzu, w klimatycznej kamienicy. Swoją drogą - wspaniała nazwa, prawda? 😁

Wieczór zaczęliśmy od amuse bouche - móżdżka cielęcego w cieście z sosem tatarskim. Oczywiście w akompaniamencie wódki Chopin. Później na stół wjechały przystawki - śledź z przepisu pradziadka Aleksa, sum z jajkiem przepiórczym w galarecie, półgęsek i kacze języki w cynamonowym sosie (zjadłam chyba potrójną porcję, takie były pyszne!).

Następnie zaserwowano najlepsze flaki, jakie w życiu jadłam. Po warszawsku, znaczy z parmezanem. Do tego kwaśna śmietana ze świeżym imbirem. I ta śmietana totalnie zrobiła robotę 🖤

Następnym daniem wytrącono mi z ręki wigilijny argument "nie jem karpia bo nie lubię". Karp w sosie szarym, czyli piernikowym na szafranowym puree z dodatkiem ziołowego sosu i cytrusów tak mnie zachwycił, że nawet nie zdążyłam zrobić mu zdjęcia! To najlepszy w całym moim życiu i jedyny karp, którego zjem z przyjemnością!

Równie pyszny był gołąbek z kaczką i kaszą gryczaną z sosem na kaczym tłuszczu i śliwowicy. Ten kremowy sos będzie mi się śnił po nocach! Na deser wyborna kremówka szafranowa - była charakternym zwieńczeniem kolacji. Do dań podano destylaty Chopin - ziemniaczany, owsiany i kukurydziany. Ten owsiany był naprawdę genialny!

Towarzystwo, klimat i jedzenie - wszystko było pierwszorzędne i uczyniły mój wieczór iście magicznym 🖤 Wspaniała ekipa, zachwycające jedzenie i cudowne miejsce - trzymam kciuki za sukces 😉

Kapłony i Szczeżuje otworzyły się już 1 marca, ale nie liczcie na zrobienie rezerwacji na ostatnią chwilę. Ale koniecznie zaklepcie stolik na pierwszy wolny termin!

środa, 11 października 2023

HOME - BBQ KOREAN RESTAURANT

Otwieram cykl polecajek jedzeniowych! Większość na pewno będzie warszawskich, ale na pewno wpadną też jakieś podróżnicze :) A, i żeby nie było - nie są to żadne sponsorowane posty, tylko miejsca do których lubię chodzić zupełnie niezależnie.

Jeśli potrzebujecie niebanalnego pomysłu na kolację to gorąco polecam HOME - BBQ KOREAN RESTAURANT. Najlepiej się tam wybrać w 4-6 osób lub więcej, ale we dwie też byliśmy, też da radę chociaż na pewno będziecie czuć niedosyt. 

Dlaczego? Bo w im więcej osób, tym większa różnorodność mięsa i owoców morza. Przy pierwszej wizycie zamówiliśmy BBQ MIX 3: rib eye i surowy boczek. Za to na drugiej wizycie mogliśmy już zamówić upatrzony KOREAN DREAM BOX: rib eye, żeberka, surowy boczek i mostek wołowy cienko krojone, boczek w plastrach, kalmar, ośmiornica, krewetki królewskie. Taki zestaw zawiera też dodatki takie jak sałata, cebula, grzybki, sosy i banchany - na przykład kimchi, pikantne ogórki, sałatka wakame. 

Jeśli chodzi o napoje to mają przeogromny wybór Soju i moje ulubione koreańskie wino śliwkowe - Seoljungmae. Mają też koreańskie piwo, ale też duży wybór cocktaili alkoholowych i bezalkoholowych.

Jeśli nie macie żadnego pojęcia o grillowaniu - spokojnie, obsługa jest przemiła i wszystko dokładnie wyjaśnia, a do tego będą dyskretnie mieć Was na oku :)

HOME - BBQ KOREAN RESTAURANT, Bakalarska 11, Warszawa

czwartek, 22 czerwca 2017

Hotel Młyn Klekotki czyli o cudownym miejscu.

Przymknijcie oczy.
Wyobraźcie sobie idealne miejsce na relaks. Na zerestowanie się i oderwanie od rzeczywistości. Na regenerację sił.
Ja wtedy widzę dużo kojącej oczy zieleni. Las. Koniecznie jakąś wodę, najlepiej taką która uspakajająco szumi. Miejsce nieco odludne, oddalone od cywilizacji. Jest tam cisza, spokój. Takie miejsce, w którym czas płynie wolniej, a Ty zupełnie zapominasz o tym, żeby spoglądać na zegarek.
Ja, nieco przypadkowo, znalazłam takie moje idealne miejsce, a nawet można powiedzieć, że to ono znalazło mnie. Dzisiaj chcę Wam o nim opowiedzieć.

Hotel Młyn Klektoki zgłosił się do mnie, żebym im trochę pomogła - głównie z kuchnią - jako, że od paru lat na co dzień z zawodu jestem kucharzem. Zmiany miały sprawić, że jedzenie będzie odzwierciedlać klimat tego miejsca i będzie jego dopełnieniem.
Zabytkowe, odrestaurowane wnętrza, super nowoczesne, ale stworzone w starej stodole SPA, zabytkowe elementy, podkreślanie  i celebrowanie natury na każdym kroku. To chyba właśnie ta wszechobecna natura tak świetnie wpływa na samopoczucie. Wszędzie mamy piękne drewna, często surowe, które pojawiają się w elementach wystroju zarówno jako atrybuty funkcjonalne jak i czysto dekoracyjne. Dekoracjami są też gałązki, zioła, zboża. Delikatność, natura i harmonia - to dla mnie słowa najbardziej trafne, gdy myślę o Klekotkach.
Moim głównym zadaniem było stworzenie nowego menu w hotelowej restauracji. Jedzenie miało być  w moim stylu - zdrowsze, lżejsze, bardziej dopasowane do miejsca. Postawiłam na lokalność, sezonowość i atrakcyjną prostotę w pysznym wydaniu. W daniach wykorzystałam zdrowe kasze, pełnoziarniste lub razowe mąki, mięso od lokalnych hodowców, sery z pobliskiej Farmy Koziej, mazurskie ryby z miejscowych stawów,w sezonie zioła i warzywa z własnych upraw, chleb własnego wypieku, czy unikalne produkty - takie jak na przykład łubin.
Stworzyłam kartę zawierającą ciekwe propozycje dla wegetarian, wegan czy bezglutenowców. Starałam się, by dania były zdrowe, pyszne, lekkie i atrakcyjne wizualnie, jednak bez malowania po talerzach i przerostu formy nad treścią. Celem było skomponowanie takich dań, które będą spójne z tym miejscem, z jego misją, które będą celebrowały lokalność, bazowały na sezonowo dostępnych produktach. Żeby były ucztą dla oczu, żołądka i duszy, Dania takie, po których czujemy się dobrze i lekko, by móc w pełni cieszyć sie bogatą ofertą Spa czy też pójść na spacer, w celu odkrywania uroków okolicy.
Grzanka zapiekana z kozim serem i konfiturą dereniową z chili / Filet z sandacza w sosie berneńskim na pęczotto z groszkiem i pieczoną pietruszką / Bliny gryczane z kozim twarożkiem, czarnuszką i cebulką karmelizowaną / Krem z białych warzyw z pudrem ze słonecznika i oliwą szczypiorkową
Rosół z zagrodowego drobiu, z orkiszowymi kołdunami i lubczykiem / Pęczotto z pieczonymi warzywami korzeniowymi i czipsami z jarmużu / Pierogi razowe z lokalnym serem i łubinem / Tatar wołowy siekany, grzybki marynowane, ogórek kiszony, cebula, żółtko
Zapiekana kasza gryczana z grzybami i kozim serem / Filet z pstrąga z pesto ziołowym, warzywami i pieczonymi ziemniakami / Carpaccio z buraka, pieczony w ziołach łubin, roszponka / Kacze udko z ziołowymi kluseczkami i karmelizowaną cebulką
Sezonowe owoce zapiekane pod owsianą kruszonką, podane z lodami / Ziołowe kopytka z palonym masłem i kozim serem dojrzewającym / Gulasz z sarny na puree pietruszkowym z jabłkiem grillowanym / Dojrzewająca polędwiczka wieprzowa, chutney rabarbarowy, pesto ziołowe, grzanki
Rilletes z gęsi, domowe pikle i chleb własnego wypieku / Pierś kurczaka zagrodowego na kaszy jaglanej z warzywami / Filet ze szczupaka w śmietanie w papilotach, na puree pietruszkowym z brukselką / Kotleciki łubinowo-orkiszowe na sałatach z majonezem ziołowym
Placki ziemniaczano-cukiniowe z kwaśną śmietaną / Krem z zielonego groszku z chipsami boczku i kozim serem dojrzewającym / Policzki wieprzowe w porto z kaszą gryczaną i groszkiem / Schab z kością pieczony w miodzie i kwasie chlebowym na kaszy owsianej z pieczonymi warzywami korzeniowymi

O Klekotkach mogłabym opowiadać godzinami. I moi znajomi są mi świadkami, że tak właśnie było. Ach, te Klekotkowe okolice - moglabym o nich opowiadać godzinami. Nadmienię, że spędziłam tam czas, które ewidentnie jest najmniej atrakcyjny w całym roku - przełom zimy i wiosny. Szara plucha, łyse drzewa i dużo błota - a i tak uwielbiałam spacery i zachwycałam się czymś na każdym kroku. W każdą sobotę na nordic walking zabierze Was Dziadek Miodek, który jest cudowną duszą tego miejsca. Po pierwsze prowadzi wyżej wspomniane niesamowite spacery. Zawsze jest w stanie zaskoczyć, trasy zmienia chyba prawie za każdym razem, według sobie tylko znanych wytycznych - może zależy to od nastroju, pogody, uczestników czy też kaprysu. Okoliczne tereny zna jak własną kieszeń - mieszka tam od kilkudziesięciu lat. Ma ogromną widzę historyczną i posiada pełny wahlarz anegdot i legend. Na spacerze może pokaże Wam, gdzie mieszkała Krysia Krahelska, która pozowała do świetnie znanego wszystkim pomnika Syrenki Warszawskiej. Zaprowadzi do pięknych, porośniętych mchem grobowców rodziny Dohnów, które ulokowane są na wzgórzu i naprawdę robią ogromne wrażenie. A w trakcie przystanku na opowieści znajdziecie gdzieś schowaną butelkę z przepyszną nalewką, którą - jak Dziadek twierdzi - zostawili tam sami Krzyżacy!
Po spacerze siądziecie z Dziadkiem w sali kominkowej, gdzie poczęstuje Was swoją herbatką, skomponowaną z własnoręcznie zebranych ziół. Opowie Wam o historii Młyna i okolic. Jest niesamowitą skarbnicą wiedzy. Oprócz tego Dziadek piecze też chleby. Ale jak on je piecze! W stojącym pod sześciusetletnim dębem piecu, opalanym drewnem. Przez kilka tygodni z rzędu towarzyszyłam Dziadkowi przy tej czynności i było to po prostu hipnotyzujące. Zapach palonego drewna, oczekiwanie, wyciąganie i dotykanie gorących chlebów. Nic na świecie nie może się równać ze smakiem tego odrywanego palcami chlebka, który parzy w ręce i tak przyjemnie pachnie. Najprzyjemniej. Pachnie jak dom, jak ciepło i bezpieczeństwo. Tak mogłaby pachnieć miłość. 

Ludzie, którzy tam pracują i których miałam przyjemność poznać i spędzić dużo czasu - są naprawdę niesamowici. Ciepli, otwarci i życzliwi. To oni tworzą rodzinną atmosferę tego miejsca. Nie jest to w dzisiejszych czasach często spotkane - szczególnie w dużych miastach. Dlatego jest to tak niesamowite. To sprawia, że w Klekotkach można się tak doskonale zrelaksować, odpocząć i cieszyć wszystkimi ich urokami. A tych uroków Klekotki mają wiele - gdzie człowiek nie spojrzy to zobaczy coś piękego.

Pamiętajcie koniecznie, żeby w nocy siąść sobie na ławeczce na dziedzińcu lub przy stawie - i spojrzeć w niebo. Nigdzie dotąd nie widziałam takich gwiazd jak tam. A jeszcze lepiej - siądźcie sobie w stojącym w ogrodzie jaccuzi i z niego podziwiajcie przepiękny nieboskłon, popijając przy tym pyszne wino i rozkoszujcie się tym, jak energia wszechświata i natury ładują wasze wewnętrzne baterie.

Jeśli szukacie miejsca, w którym moglibyście odpocząć, oderwać się od miejskiego zgiełku, ukoić zszarpane nerwy. Jeśli chcecie ponapawać się w spokoju ciszą i naturą. Jeśli chcecie spędzić aktywnie czas na świeżym powietrzu. Jeśli chcecie zaznać luksusowego relaksu we wspaniałym Spa.

To wszystko i wiele więcej znajdziecie w Klekotkach. Zapewniam Was, że jest to istny raj na Ziemi. Miejsce w którym czas płynie zupełnie inaczej. Miejsce, w którym panuje kojąca cisza. Miejsce naładowane pozytywną energią, którą nas obdarowuje. Nawet dwa dni tam spędzone są w stanie zmienić Wasze podejście do życia, tchnąć Was witalność i nabrać dystansu do tego, co dotyka Was w życiu codziennym.

Cieszę się, że było mi dane rozkoszować się bliskością natury w Klekotkach i dołożyć swój wkład w tworzenie tak cudownego miejsca, które teraz z czystym sumieniem i absolutnym przekonaniem polecam każdemu.

Zapraszam Was do wirtualnego odwiedzenia Klekotek - na Facebook'u i stronie www a w przyszłości - moze również realnie :)

sobota, 4 października 2014

Seria Pretty Little Liars.

Niedawno pisałam Wam o współpracy z Wydawnictwem Otwarte i spotkaniu fanów serii Pretty Little Liars. O samym spotkaniu napiszę Wam niedługo, a dzisiaj kilka słów o samych książkach.
Seria autorstwa Sary Shepard liczy sobie jak na razie 13 tomów, a czternasty ukazuje się w listopadzie. Ja na razie mam za sobą tylko pierwszy tom i zaraz zabieram się za następne.
Nie ukrywam, że jestem fanką serialu, a z książkami zetknęłam się dopiero dzięki współpracy z Wydawnictwem. Ciężko mi teraz stwierdzić, czy lepszy jest serial czy książka. Ani w którą stronę lepiej zacząć - czy od serialu czy od książki. Zazwyczaj jednak miałam do czynienia z sytuacją, w której po przeczytaniu książki oglądałam film. Wtedy film zazwyczaj rozczarowywał. Przy czytaniu książki mamy swoje własne wyobrażenia odnośnie bohaterów czy miejsc, ekranizacja zazwyczaj też jest mocno okrojona. W przypadku PLL okazało się, że bohaterowie serialu wyglądają zupełnie inaczej od tych opisanych w książce, do czego trudno jest się przyzwyczaić w trakcie czytania. Niektóre postaci są zmienione, inne zupełnie wycięte. Dlatego też decyzję, od czego zacząć pozostawiam Wam, jeśli jeszcze nie zetknęliście się z PLL, a chcielibyście spróbować.

Książki określiłabym jako obyczajowo-kryminalne. W związku z tym, że bohaterkami są nastolatki wydaje się być ona skierowana do młodszego grona odbiorców, ale wiem, że ma również rzeszę fanów w starszym wieku. Książka jest wciągająca, idealna na odstresowanie się pod ciepłym kocem i z kubkiem herbaty. Język, którym jest napisana jest prosty i lekki, jednak momentami nieco infantylny, co może razi starszych odbiorców. Może zmieni się to wraz z kolejnymi tomami, jak to było na przykład w przypadku jednej z moich ulubionych książek, czyli serii o Harrym Potterze . 

Seria jest historią czterech nastolatek - Arii, Hanny, Spencer i Emily, które łączy wspólna przyjaźń z Allison, która ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Mamy wątek kryminalny, tajemnice i dreszczyk emocji. Obok tego mamy również problemy nastolatek, romanse i codzienne życie.

Niezaprzeczalne jest to, że książki wciągają i ciężko jest się od nich oderwać - tak samo miałam z serialem. Nie jest to wybitna lektura, ale na pewno jest to przyjemna lektura na jesienne czy zimowe wieczory.

piątek, 5 września 2014

KONKURS i recenzja: Fotografia kulinarna dla blogerów.

Dzięki współpracy z wydawnictwem Helion otrzymałam do recenzji kolejną książkę o fotografii kulinarnej. Dla przypomnienia - poprzednia to książka Fotografia kulinarna od zdjęcia do arcydzieła Nicole S. Young. Tym razem w moje ręce trafiła książka Fotografia kulinarna dla blogerów Matta Armendariza, która jak sama nazwa wskazuje - skierowana jest konkretnie do blogerów, co zapowiada nieco inne podejście. 
Myślę, że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Zarówno zupełny amator i początkujący bloger, jak i ktoś bardziej doświadczony, bo autor w książce dzieli się wieloma przydatnymi trikami i poradami.
Książka jest podzielona na cztery główne części:
Elementarz, w którym znajdziecie informacje o aparatach i obiektywach, głębi ostrości, oświetlenia, bilansie bieli itp. 
Kreatywność, czyli rozdział o kompozycji, kadrach, perspektywach.
Stylizacja - jak wiadomo, o akcesoriach, rekwizytach.
Kruczki i sztuczki, czyli praktyka - o fotografowaniu w restauracji, trudnych daniach i sztuczkach.

Jest kilka rzeczy, które zachwyciły mnie w tej książce. Jedna to pokazywanie kilku ujęć jednego dania - z różnymi rekwizytami, z różnym oświetleniem czy innymi ustawieniami. Zachęca to do zabawy przy robieniu zdjęć, do kombinowania i próbowania różnych podejść do fotografowanego obiektu.
Druga to na pewno dział o trudnych daniach - bo przecież każdy ma z nimi do czynienia. Wiadomo, że łatwiej jest pięknie uchwycić urokliwe danie - ale poradzenie sobie z tymi mniej apetycznymi na pierwszy rzut oka - to dopiero sztuka.
Wiele osób na pewno doceni rozdział Pomocy! Chcę sfotografować swój obiad! Bo nie zawsze chcemy lub mamy czas na długie stylizacje i fotografowanie - czasem chcemy po prostu "pstryknąć" zdjęcie swojego dania. W tym rozdziale autor podpowiada, jak zrobić to możliwie jak najszybciej i "bezboleśnie".
Brakuje mi natomiast jednej rzeczy, która była bardzo pomocna w książce Nicole S. Young - mianowicie mam na myśli opisy zdjęć, zawierające informacje z jakimi parametrami zdjęcie było zrobione. Była to naprawdę przydatna informacja.

Myślę, że jest to pozycja, którą warto mieć w swojej biblioteczce, jeśli interesujemy się fotografią kulinarną. Może niekoniecznie zamiast innych książek o tej tematyce, ale obok nich - bo świetnie się uzupełniają i każda traktuje o nieco innych aspektach.

Teraz czas na konkurs! Mam dla Was trzy egzemplarze książki Fotografia kulinarna dla blogerów. Wystarczy zostawić pod tym postem komentarz, w którym napiszecie jaka potrawa była dla Was najtrudniejsza do sfotografowania, linki do zdjęć są bardzo miło widziane! Komentarze podpiszcie swoim adresem e-mail. Czekam na nie do 15 września! Listę zwycięzców znajdziecie w tym poście 20 września.

Książki wędrują do:
- kulinarny-świat
- szybkie gotowanie
- Patryk Chmielewski
Sprawdźcie swoje skrzynki mailowe :)

piątek, 4 lipca 2014

Moje przepisy w książce Gotuj z Organic!

To taki niesamowity dreszcz ekscytujące. Gdy niecierpliwie rozrywasz papier pakowy i otwierasz paczkę, w której znajdujesz świeżutką książkę. Gdy palcami gładzisz gładki, niedotykany jeszcze papier. Gdy z lubością wąchasz lekko duszący zapach farby drukarskiej. Gdy z napięciem wertujesz kolejne strony w poszukiwaniu tych kilku konkretnych. Gdy w końcu znajdujesz te, opatrzone własnym imieniem i nazwiskiem.  Uwielbiam ten moment i miałam okazję poczuć to wszystko po raz kolejny. 

Tym razem miałam przyjemność dorzucić swoje trzy grosze do książki wydanej przez Organic Farma Zdrowia. Zawiera ona 40 przepisów przygotowanych przez blogerów kulinarnych, dietetyków i kucharzy. Dostępna jest w sklepach Organic dla lojalnych klientów. Więcej informacji o książce znajdziecie tutaj

poniedziałek, 24 marca 2014

Relacja - menu degustacyjne w Casa Pablo.

Jakiś czas temu dostałam bardzo miłe zaproszenie na przetestowanie menu degustacyjnego w restauracji Casa Pablo od prowadzącego restaurację Pablo Martina Delgado. Mały research podpowiedział mi, że mogę spodziewać się ryb i owoców morza - to głównie kojarzy mi się z kuchnią hiszpańską. Restauracja znajduje się na ulicy Grzybowskiej 5a w Warszawie. 
Wystrój restauracji jest jednocześnie elegancki i przytulny - co jest bardzo dużą zaletą, bo dzięki temu nadaje się idealnie na spotkanie biznesowe, jak i romantyczną randkę. Jednocześnie warto zaznaczyć, że zapewne nie jest łatwo uzyskać taki efekt.
Menu degustacyjne było naprawdę zachwycające i różnorodne. Pyszne ryby są mocnym atutem restauracji. Udało mi się zamienić kilka słów z szefem kuchni - Gonzalo de Salas Smith z pasją opowiada o rybach, o tym, jak uwielbia pracować ze świeżymi produktami, głównie chyba rybami, o sprowadzaniu składników prosto z Hiszpanii i widać, że uwielbia to, co robi.
Uczta rozpoczęła się od Croquetas líquidas. Są to chrupiące kuleczki wypełnione szynką Iberico de Bellota i płynącym sosem beszamelowym. Doznanie smakowe po rozgryzieniu takiej kuleczki są niesamowite - ciepły, pyszny sos rozlewa się na języku i zadziwia swoją lekkością. 
Salmón semi marinado. Łosoś pół marynowany w burakach podany z tobiko i emulsją z wasabi, która mogłaby być bardziej wyrazista (mimo, że nie przepadam za bardzo ostrymi smakami).  Nie są to hiszpańskie składniki, jednak do ryby pasują idealnie. 
Terrina de foie casera. Domowa terrina z foie gras podana z marmoladą z suszonych fig i prażonymi orzeszkami. O ile się nie mylę, było to chyba moje pierwsze spotkanie z foie gras, smak okazał się być mocno specyficzny i intrygujący.
Salmón a baja temperatura. Przepyszny łosoś gotowany w niskiej temperaturze zawinięty w naleśnik sojowy, podawany z zamkniętą w kulach zupą kokosową i consommé z grzybów. Obłędna była ta kula z zupą kokosową, sama forma też robi wrażenie - przypomina kapsułki do kąpieli!
Crema de garbanzos. Ta zupa to na pewno jeden z moich faworytów tego wieczoru. Krem z ciecierzycy podawany z duszonymi ozorkami wołowymi. Krem fantastyczny, o intensywnym smaku, idealnie przygotowane ozorki, delikatne i wręcz rozpływające się. To danie mocno zapadło mi w pamięć i na pewno będę próbowała przygotować w domu coś podobnego.
Pez mantequilla. Ryba maślana obsmażana w oliwie z trufli i prażonym sezamie, podawana z brandade z dorsza, carpaccio z grzybów i kawiorem. Mam mieszane odczucia odnośnie trufli (tak ogólnie) - z jednej strony je uwielbiam, a z drugiej mają tak dominujący smak, że potrafią przyćmić inne składniki na talerzu. 
Gulas al ajillo  Jedno z bardziej kontrowersyjnych dań. Na pierwszy rzut oka - makaron. Po chwili zostałam uświadomiona, że są to młode węgorze - podawane z obrączkami z chili i czosnku, jajkiem gotowanym w niskiej temperaturze i sosem z atramentu kałamarnic. Intensywne w smaku danie, nawet dla mnie dosyć kontrowersyjne, ale przy tym bardzo smaczne.
Carpacho de vieiras. Carpaccio z małży Św. Jakuba, podawane z domowej roboty foie gras mi-cuit, kwiatem kalafiora i grillowanym ananasem, skropione oliwą z oliwek Castillo de Canena wędzoną organicznnym dębem. Nie przepadam za łączeniem owoców z mięsem, więc nie było to danie, które specjalnie wyryło się w mojej pamięci. Jednak doceniam za łączenie różnych tekstur.
Cocochas de bacalao. Kolejny faworyt podczas kolacji - grasica z dorsza podana z ziarnami soi w  zielonym sosie. Rozpływająca się pod naciskiem widelca grasica, przepyszne ziarna soi i fantastyczny sos. Przy tym daniu naprawdę żałowałam, że nie jest większe!
Rodaballo con almejas. Turbot z małżami i solirodem w sosie szafranowo-Cava’owym. Ryby to niewątpliwie as w rękawie kucharza! Do tej pory twierdziłam, że z ryb to lubię tylko łososia, jednak to menu degustacyjne przekonało mnie, że ryby uwielbiam - te pysznie przygotowane.
Solomillo. Jako mięsożerca z niecierpliwością czekałam na mięso właśnie. Stek z galicyjskiej polędwicy wołowej podawany z sosem demi-glace i ziołowym purée ziemniaczanym był obłędny. Idealnie wysmażone mięso, cudowny sos (uwielbiam sos demi-glace!) i cudowne, kremowe puree.
Rabo de vaca. Mięso z ogona woła w sosie z czerwonego wina i parmentier, czyli mięso w najlepszym wydaniu. Mięso aż rozpływało się pod naporem widelca, utwierdziło mnie w przekonaniu, że z powołania jestem mięsożercą!
Tarta arabe. Cienkie jak pergamin warstwy chrupiącego ciasta przekładane kremem, podawane z liofilizowanymi malinami i czekoladowym piaskiem. Było to idealne zakończenie obfitej kolacji - deser lekki, puszysty, nie przesłodzony.