wtorek, 21 kwietnia 2020

Placuszki z kaszy jaglanej.

54. Pięćdziesiąt cztery! Tyle w tym momencie znajduje się na blogu przepisów na placki, placuszki i pankejki. W sumie to nie wiem czy to dużo, ale wiem, że na pewno na tylu się nie skończy bo moja wyobraźnia jest w tym temacie chyba nieograniczona. Czasem aż jestem pełna podziwu sama dla siebie, że praktycznie każde podejście do placków w kuchni to nowy przepis. Jeśli została Wam kasza jaglana z robienia mojego Budyniu Jaglanego, lub po prostu - tak, jak ja - trzymacie w lodówce trochę ugotowanej kaszy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda - to jest na to świetna okazja. Jeśli do tego zrobicie słony karmel z mojego poprzedniego przepisu to macie idealne śniadanie, które poprawi najpodlejszy poranek. Bo nie ma lepszego dodatku do placków niż słony karmel. W ogóle niewiele jest na świecie lepszych od słonego karmelu.
PLACUSZKI Z KASZY JAGLANEJ
1 jajko
100 g maślanki
100 g ugotowanej kaszy jaglanej (około 35 g surowej)
2 łyżki erytrolu
2 łyżki płatkow owsianych
2 łyżki mąki (dowolnej, u mnie orkiszowa)
Szczypta sody
Ekstrakt waniliowy

Wszystkie składniki wrzucamy do miski lub kubka od blendera. Można użyć dowolnej mąki i słodzidła czy cukru. Mieszamy niedbale i odstawiamy na 10 minut. Miksujemy wszystko blenderem. Na dobrej jakościowo patelni rozgrzewamy olej i smażymy małe placuszki. Mi wyszło 14 szt - a placuszki są treściwe i sycące.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Słony karmel.

Słony karmel to jedna z moich ulubionych rzeczy na świecie. Umili każdy ponury poranek i osłodzi każdy zły dzień. Rozlany niedbale na pankejkach. Dodany do owsianki. Wyjedzony łyżeczką ze słoika. Zawsze robię większą porcję i trzymam słoiczek w lodówce. Nigdy nie wiadomo, kiedy słony karmel może uratować Ci dzień!
SŁONY KARMEL
4 łyżki cukru
2 łyżki masła
8 łyżek śmietanki 30%
Sól


Na patelni rozpuszczamy i przyrumieniony cukier. W między czasie podgrzewamy śmietankę. Gdy cukier będzie brązowy dodajemy pokrojone na kawałeczki masło. Wlewamy śmietankę. Unikamy mieszania łyżką lub używany drewnianej.  Nie przejmujcie się jeśli zrobi się skorupa - podgrzewamy aż wszystko się rozpuści. Sól dodajemy do smaku,  zaczynając od szczypty. Ja zawsze używam soli himalajskiej. Lekko schłodzony przelewamy do sloiczka i trzymamy w lodówce.

środa, 8 kwietnia 2020

Domowy zakwas na żurek.

Dzisiaj bez długich tekstów i rozpisywania się. Jeśli mimo wszystko robicie w małym, domowym gronie chociaż namiastkę Świąt Wielkanocnych to myślę, że domowy żurek jest obowiązkowy. Pewnie macie trochę wolnego czasu, więc zamiast stać w kolejce i kupować gotowy zakwas w butelce to śmiało możecie wstawić swój i codziennie go doglądać. A, że jest to ostatni moment to łapcie przepis :)
ZAKWAS NA ŻUREK
5 łyżek mąki żytniej razowej
700 ml przegotowanej, lekko ciepłej wody
5 listków laurowych
5 ziarenek ziela angielskiego
5 ząbków czosnku (lekko zmiażdżone, w łupinie)
5 ziarenek pieprzu

Do wyparzonego, wysuszonego słoika wsypujemy mąkę i wrzucamy resztę składników. Wlewamy połowę wody (przegotowana, przestudzona, jeszcze lekko ciepła) i dokładnie mieszamy. Wlewamy resztę wody, mieszamy. 

Przykrywamy słoik ściereczką, zabezpieczamy sznurkiem lub gumką. Odstawiamy w suche, nienasłonecznione miejsce. 

Codziennie mieszamy i przykrywamy z powrotem. Zakwas powinien być gotowy po około 3-5 dniach. Można codziennie próbować i porównywać kwasowość.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Pierogi z wędzonym twarogiem i kaszą gryczaną

Pierogi, pierogi. Chyba nie znam ani jednej osoby, która otwarcie by mówiła że ich nie lubi. To chyba niemożliwe, prawda? A ile znacie osób, które z entuzjazmem podchodzą do robienia owych? Ile mam nie krzywi się na słowo "pierogi"? Obstawiam, że niewiele.

Tak szczerze to nawet nie pamiętam kiedy ostatnio robiłam pierogi. Dla mnie to za dużo zamieszania, czasu pracy. A robienie ich w pojedynkę to utrapienie. Dlatego nie robię ich sama, ale chętnie jem, gdy mam tylko okazję.

Obecnie cierpię na namiar wolnego czasu, jednoczenie wcale go nie pragnąc i jedyne o czym marzę to wrócić do pracy. Wiem, że nie ja jedyna i doskonale wiecie o co mi chodzi. ALE. Pięć sezonów Breaking Bad zleciało coś podejrzanie za szybko, a nie da się spędzić całego kolejnego dnia grając w Wiedźmina bo można dostać odleżyn (odsiedzin?). Mieszkanie też już wysprzątane i to kilka razy, a przecież nawet świąt w tym roku nie będzie, żeby warto było umyć okna dla Jezusa. Tak więc padło na pierogi. Moje ulubione to pierogi mojej mamy (no oczywiście!) z kaszą gryczaną i twarogiem. Co ciekawe dopiero mieszkając już w Warszawie dowiedziałam się, że podobno nazywają się one pierogami Po Lubelsku. Co by się nawet zgadzało, bo przecież pochodzę z Lublina. Tutaj natomiast mamy mały twist ode mnie w postaci twarogu wędzonego. Nie sądziłam, że te pierogi mogą być jeszcze lepsze niż kiedyś, a jednak chyba się udało!
PIEROGI Z KASZĄ GRYCZANĄ I TWAROGIEM
Słuchajcie. Z ciastem na pierogi jest taka sprawa, że i tak zawsze robi się je na oko. Wiem, nienawidzicie zwrotu "na oko" i wcale Wam się nie dziwię, bo gdy sama stawiałam pierwsze samodzielne kroki w kuchni, oczywiście wisząc na telefonie z mamą w roli konsultanta, i ona właśnie uwielbiała mówić "na oko", w sumie to prawie na każde pytanie tak odpowiadała, a ja miałam ochotę ją udusić, albo rzucić to gotowanie w pizdu. Na szczęście nie zrobiłam ani jednego, ani drugiego. Wszyscy tak robią, taki jest niezaprzeczalny fakt. Trochę mąki, trochę wrzącej wody, odrobina tłuszczu i soli i zagniatamy aż do upragnionej konsystencji, kiedy to ciasto będzie elastyczne, nie będzie się kleić do rąk, ani też nie będzie za twarde, żeby dało się je rozwałkować. No ale jeśli nigdy wcześniej nie robiliście pierogów to dam wam taki wstępny przepis. Zawsze i tak trzeba dodać trochę mąki albo wody bo w zależności od wielu różnych czynników (np mąka, wilgotność i temperatura powietrza) ciasto i tak nigdy nie będzie dwa razy takie samo. Poza tym jest też wiele różnych sposobów i modyfikacji. Jedni dodają jajko, inni nie. Jedni wolą olej, a inni masło. A z kolei sekretem mojej teściowej jest dodanie odrobiny proszku do pieczenia.

ciasto:
500g mąki pszennej
250ml wrzącej wody
30g oleju lub masła
1 łyżeczka soli


Do dużej miski wsypujemy mąkę i sól. Jeśli używamy masła to rozpuszczamy je we wrzącej wodzie lub do wody dodajemy olej. Mieszamy wszystkie składniki najpierw łyżką lub szpatułką, później już ręką zagniatamy w misce, a następnie przekładamy na blat oprószony mąką i wyrabiamy przez kilka minut. Zawijamy ciasto w folię i odstawiamy na około pół godziny. W między czasie zagotowujemy sobie wodę w dużym garnku.

Ciasto dzielimy na kilka części, rozwałkowujemy - grubość jest dowolna, jedni wolą grubsze ciasto, a inni tak cieniutkie, że aż prześwituje przez nie farsz. Wykrajamy kółka - u mnie w domu zawsze robiło się to szklanką, zresztą pewnie jak praktycznie u każdego. Na tym etapie lubię zrobić jednego pierożka, ugotować go (porządnie solimy wodę!) I sprawdzić - czy ciasto jest dobre, czy farsz nie wymaga jakiegoś doprawienia, ogólnie czy są tak pyszne, jak miały być). Jeśli wszystko jest okej to teraz czeka nas już tylko żmudna robota na pewnie więcej niż jedną godzinę.

Ogólnie pierogi to świetna rzecz do robienia w gronie rodzinnym lub przyjaciół. "Produkcja taśmowa" jest najskuteczniejsza i na pewno najprzyjemniejsza. Ktoś wałkuje i wykraja, ktoś zawija, ktoś gotuje. W przeciwnym razie grozi nam dużo niecenzuralnych słów i zaklinanie się, że nigdy więcej już tych przeklętych pierogów!


farsz:

Nie wiem czy mieliście do czynienia z pierogami po Lubelsku, ale przypominam, że to mój najulubienszy farsz pod słońcem, więc nawet jeśli brzmi dla was nieco dziwnie to musi coś w nim być :)

200g kaszy gryczanej
250g twarogu wędzonego solankowanego
100g boczku wędzonego parzonego (boczek)
1 duża cebula
Sól
Pieprz

Kaszę gotujemy w osolonej wodzie w stosunku 1:2 plus dolewamy odrobinę wody bo kasza wyjątkowo ma nie być sypka tylko taka kleista i nawet może być trochę rozgotowana. Przestudzoną kaszę mieszamy z twarogiem. Możemy sobie pomóc nieco tłuczkiem do ziemniaków albo dużą łyżką żeby składniki się ładnie połączyły. Boczek kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na patelni. Pod koniec smażenia dodajemy drobno posiekaną cebulkę i smażymy razem aż się zeszkli. Po przestudzeniu dodajemy do reszty, dodajemy sporo mielonego pieprzu i dosalamy (farsz powinien być na granicy słoności/delikatnie przesolony) i dokładnie wszystko mieszamy. Boczek jest opcjonalny, w domu rodzinnym zawsze były w wersji wege i też były przepyszne :)

czwartek, 2 kwietnia 2020

Wegański orzechowy budyń jaglany.

Dzisiaj mam przepis dla tych, którzy uwielbiają słodkie śniadania. Nie da się ukryć, że owocowe, kolorowe śniadania pozytywnie nastrajają na dalszą część dnia. Co więcej - nie trzeba być fanem kaszy jaglanej żeby  sprzyjemnością spałaszować ten budyń, który  może być pożywnym śniadaniem lub pysznym, zdrowym deserem.
ORZECHOWY BUDYŃ JAGLANY
50 g kaszy jaglanej (130 g ugotowanej)
200 ml "mleka" roślinnego (lub zwykłego)
1,5 łyżka erytrolu
1 łyżeczka masła orzechowego
Ekstrakt waniliowy


Kaszę gotujemy w wodzie w stosunku 1:2. ja zazwyczaj gotuje sobie więcej i trzymam w lodówce w pudełku, żebym nie musiała gotować na szybko.
Gotujemy kaszę w mleku (ja użyłam ryżowego) z erytrolem (lub cukrem czy innym słodzidłem), ekstraktem waniliowym i masłem orzechowym przez około 10 minut na małym ogniu. Mieszamy co jakiś czas, uważamy by nie wykipiało. Dokładnie blendujemy. Przekładamy do miseczki. Dodajemy ulubione owoce i bakalie. U mnie: prażone płatki kokosowe, orzechy włoskie, pół banana, pół kiwi i odrobina pestek granata.