Mogłabym starać się kreować na nieskazitelną osóbkę której wszystko w kuchni udaje się perfekcyjnie i za pierwszym razem. Nie oszukujmy się jednak. Prawie nigdy nic nie udaje mi się za pierwszym razem, a i bardzo często po moim gotowaniu kuchnia wygląda jak jedno wielkie pobojowisko.
Bardzo nie lubię też korzystać z przepisów z pięknych, kolorowych książkach bo nie raz już się na takich zawiodłam - wymagały sporo poprawek, żeby uzyskać zamierzony efekt końcowy.
Tak było i tym razem i całkiem celowo pokazuje to na blogu.
Wypożyczyłam w bibliotece jakiś czas temu książkę Gillian McKeith "Jesteś tym co jesz - książka kucharska". Już przy pierwszym przeglądaniu w oczy rzuciły mi się "Krówki z chlebem świętojańskim".
Przepis cytuję za autorką:
30 dag daktyli bez pestek
20 dag namoczonych rodzynek
4 łyżki sproszkowanych strąków chleba świętojańskiego - inaczej karob
50 dag orzechów brazylijskich namoczonych na noc w wodzie
10 dag zmielonego siemienia lnianego
10 dag pestek słonecznika
25 dag orzechów włoskich, z czego połowę należy posiekać
nasiona sezamu do posypania
1. Umieścić daktyle, rodzinki, karob, orzechy brazylijskie i 500ml wody w naczyniu robota kuchennego i zmiksować na gładką pastę.
2. Domieszać nasiona i orzechy włoskie.
3. Blachę lub pojemnik o wymiarach 10x20 wyłożyć folią i równo rozłożyć na niej masę. Posypać nasionami i na godzinę umieścić w zamrażarce.
4. Pokroić na 12 kawałków.
Po pierwsze z braku robota kuchennego prawie zabiłam mój ukochany blender, ale jakoś dal radę i nadal żyje. Ma jednak za sobą trochę traumatycznych przeżyć. Po drugie po wyjęciu z zamrażarki okazało się, że moja ciapowata masa nadal jest ciapowatą masą i kroić się jej nie da. Po degustacji okazało się, że wyszło mi dziwne, wodniste coś, co nie bardzo ma jakiś smak. Wniosek prosty - wody jest znacznie za dużo. I ogólnie nazywanie tego "krówką" to jakieś wielkie nadużycie.
W związku jednak z tym, że jak w przepisie widać, do zrobienia owej masy poszło sporo pysznych bakalii (a co za tym idzie sporo pieniążków) stwierdziłam, że szkoda toto wyrzucać. Wpadłam na pomysł, że toto nada się świetnie do owsianek i innych takich deserów, co z kolei skłoniło mnie do przygotowania kaszy manny! A toto siedzi sobie w pudełku w zamrażarce i bardzo powoli się zużywa.
Szklanka mleka - 2/3 wlewamy do garnka i podgrzewamy, a do pozostałej 1/3 w szklance wsypujemy 2 łyżki kaszy manny i mieszamy dokładnie, po czym wlewamy do gorącego mleka. Trzymamy na małym ogniu i ciągle mieszamy bo łatwo przypalić. Po uzyskaniu odpowiedniej konsystencji dodajemy naszej pseudo krówkowej masy i mieszamy - oczywiście ten etap nie jest obowiązkowy . Przekładamy do miseczki i dodajemy łyżkę masła orzechowego i łyżkę powideł śliwkowych. Bo jak wiadomo to najlepsze połączenie na świecie :)
Mmmm, biorę wszystko. Idealnie trafiasz w moje gusta :D
OdpowiedzUsuńmam tę książkę, ale nie pamiętałam tego przepisu. Wygląda rzeczywiście, że do owsianek czy kasz w sam raz :).
OdpowiedzUsuńjak to smacznie brzmi! ostatnio zahaczyłam o tą książkę w księgarni ale o dziwo udało mi się jej nie tknąć ;p
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem książka nie jest warta kupna. Mało realna, ze tak powiem, dla kogoś mieszkającego w Polsce. Cała masa dziwnych składników, które ciężko jest dostać nawet w sklepach ze zdrową żywnością.
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuńgdyby nie postanowienie, mogłabym zjeść to wszystko na raz !
No Kochana, masz u mnie WIELKIEGO PLUSA za ratowanie przepisów! Gdy coś mi się nie uda a wiadomo, że każdej kucharce się to zdarza - również szukam alternatywy na wykorzystanie "tego" co wyszło : )
OdpowiedzUsuńNieskazitelnosc jest dobra dla robotow ;)
OdpowiedzUsuń:D ale wygląda bosko!
OdpowiedzUsuń